Pisałam w szale zakupowym o lakierach koło których przejść obojętnie nie mogłam. Mowa o Golden Rose Paris.
Ponieważ moje mini paznokietki urosły od czasu gdy zaczęłam kurację z Eveline, mogłam spokojnie wybrać się po zakup jakiegoś ładnego lakieru. Znudził mi się nieco mleczny odcień po odżywce a i moje skórki potrzebowały przerwy. Niestety minusem odżywki Eveline było wysuszanie skórek i nawet pękanie wokół paznokci. Zrozumiałam wtedy, że najwyższa pora przerwać kurację i dać odpocząć skórkom.
Golden Rose Paris to zakup spontaniczny. Jak weszłam do drogerii szukać jakiegoś pastelowego lakieru moją uwagę przykuły te przepiękne odcienie Golden Rose. Było ich mnóstwo i w różnych tonacjach. Nawet mój fiolet czy ten brąz były w odcieniu jeszcze jaśniejszym, ciemniejszym i nawet perłowym.
Wybrałam odcień fioletu nr: 128 a brązu nr: 110.
Aby pokazać cały urok kolorów napstrykałam wiele zdjęć bo mój fiolet wychodził niebieskawo a tymczasem on z niebieskim nie ma nic wspólnego. Brąz ciężko mi określić, bo to nie jest typowy brąz. Raczej coś beżowo brązowego. Ogólnie bardzo skojarzyły mi się z jesienią.
Aby uzyskać naprawdę wyrazisty kolor potrzeba przynajmniej 2 warstw. Lakiery powoli się zdzierają ale 3 dni powinny być idealne, ewentualnie z minimalnym starciem na koniuszkach. Lakiery dobrze się zmywa i dobrze nakłada chociaż jak dla mnie idealny lakier to taki, że z pierwszą warstwą jest już ok.
Poniżej fiolet z 2 warstwami.
A tu brązik z jedną warstwą kładziony na odżywkę (dwie warstwy) Eveline i w celu sprawdzenia jak wygląda jedna warstwa:
Na pewno dokupię sobie jeszcze inne kolory bo wiele mnie urzekło i cena także przystępna, bo 5,99zł.
Pozdrawiam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.