Obserwatorzy

poniedziałek, 23 czerwca 2014

Szminki - moja mała obsesja.

Dzisiejszy post to nic innego jak pokazanie Wam mojej kolekcji produktów do malowania ust. Nie twierdzę, że mam ich dużo ale kiedyś mogłam tylko o takiej kolekcji pomarzyć.


Moja przygoda ze szminkami zaczęła się już w latach 80, kiedy to jako malutka dziewczynka podpatrywałam mamę malującą się codziennie do pracy. Oczywiście na makijaż miały tez wpływ kolorowo i czasem dość mocno wymalowane gwiazdy.

Madonna
Moją ulubioną szminką jaką posiadała wtedy oczywiście moja mama była mocno różowa. Coś jak teraz daje nam efekt kolor Fuchsia. 


Czasem odcień jaki mama kupowała był taki lalkowy, Jak Barbie.


Pomyśleć, że moja mamuśka nic różowego nie nakłada teraz w ogóle :)

Ja, oczywiście jak mama nie widziała, podbierałam jej te szminki i malowałam się po kryjomu.
Potem gdy przyszła 6 klasa podstawówki, szminka to było tabu w szkole. Może wazeliną można było trochę pomazać usta. Już w klasie 7 i 8 przemycałam do szkoły puder sypki i delikatnie pudrowałam twarz. Tusz to była dosłownie minimalna warstwa. Tak aby musnąć i nie było widać :)
Za makijaż można było mieć niemiłą rozmowę z nauczycielem, być wyrzuconym z klasy i oczywiście był obowiązek zmycia wszystkiego natychmiast.
Patrząc na to jak teraz latają wymalowane 13latki, to chyba dobrze, że mieliśmy taki rygor. 

Szkoła średnia to już więcej luzu.
 Lata 90 to też szaleństwo kolorów i obrysowywania ust kredką ciemniejszą od szminki.
Kiedyś praktycznie wszystkie dziewczyny tak chodziły.



Tusz do szkoły mógł być ale nie napaćkany masowo. Szminka tylko delikatna, żadnych odważnych i mocnych kolorów. Ach pamiętam jakie cięgi dostałam za niebieską szminkę (tak, niebieską, dawała fajną niebiesko-fioletową perłową poświatę). Usłyszałam od nauczycielki wprost, że wyglądam jakbym wracała po nocy z pracy... Wiecie chyba o jaką prace chodzi. Więcej się nią nie umalowałam... do szkoły ;)
Wtedy też dostrzegłam uroki i wygodę fluidów (oczywiście dobieranych jak mi się podoba kolor...).
Moimi ulubionymi i tanimi, jak dla uczennicy szminkami, były produkty Viper. Kupowałam je na bazarku w budzie z kosmetykami. Uwielbiałam blado różowe i blado fioletowe. Brr...
Z domu też nie wyszłam bez srebrnej kredki na górnej powiece.

Gdy poszłam na studia szybko zmieniłam kolor włosów i styl makijażu. 
Na oczy kładłam delikatnie cienie w kolorze złotego beżu. Oczy podkreślałam mocno tuszem i czarnym eyelinerem albo czarną kredką tylko na górnej powiece. 
Pozwoliłam sobie szaleć też z czerwienią na ustach. 
Do blondu zawsze wydawał mi się to idealny kolor. 
Ogólnie z czasem malowałam się mniej. 
Tylko oczy i delikatnie usta, często bezbarwną pomadką.
Jak się ma faceta (mój obecny mąż) którego uwielbiało się całować szminka była problemem. Kleiła się, zostawiała ślady itp. Jak trzeba było gdzieś wyjść, wtedy obowiązkowo już malowałam usta.
Moje ulubione kolory wtedy to delikatne róże, czasem beż i czerwień.

A jak prezentuje się wybór moich kolorów? Ciągle mam wrażenie, że kupuję non stop to samo :D
To dobrze, bo gust nie zmienił mi się od ładnych paru lat. Jedyne co, to gorzej wyglądają niektóre odcienie przy blond włosach, przy brązie były zaś idealne.

Oto moje szminki i błyszczyki, większość różowych :D




Bardzo cieszę się, że wróciła moda na "żarówiaste" kolory. Dzięki temu można nawet się super jaskrawo umalować. Oczywiście z umiarem. Moim nr 1 z takich mocnych jaskrawych szminek to: słynna i już niedostępna Maybelline Moisture Extreme zamówiona przez internet w odcieniu Cool Watermelon D160:


oraz dostępna w drogeriach Rimmel Lasting Finish by Kate Moss nr16:


Teraz zaś uzależniłam się od szminki Evelin Aqua Platinum w odcieniu 480:


Jest idealna, naturalna, nadaje fajny lekko różowy odcień, bardzo podobny do moich warg ale ciut jaśniejszy. Zdjęcia i tak nie oddają uroku tych wszystkich kolorów.


Nie wiem też ale ciągle mam wrażenie, że nie posiadam idealnego odcienia różu. Niby już miałam ale dalej szukam. Jak tylko jestem w drogerii muszę przejść się na szminki.
Tylko rozsądek podpowiada aby w końcu zużyła te co mam.
Niektóre mają już dawno datę przydatności za sobą, ale skoro malują to po co się ich pozbywać? :D


Pozdrawiam!

4 komentarze:

  1. wow, masz niezłą kolekcję ;D ja wybieram róże barbi, fuksja czy delikatne nadające sam połysk ale swoich szminek mam moze z 6? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fuksji się boję :) Nie wiem czy nie za mocna dla mnie. Róże Barbie jak najbardziej ale odnoszę wrażenie, że lepiej mi pasowały do brązu. Taka ilość szminek to wyłącznie wina tego, że ciężko mi znaleźć kolor idealny. Albo to już prawdziwa obsesja i muszę kupować nowe. Oczywiście mam już upatrzone kilka nowych :P

      Usuń
  2. Pamiętam ten trend z obrysowywaniem ust! ;-)
    Anomalia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja akurat tak się nie malowałam ale w około pełno takich ust "chodziło" :)

      Usuń