Obserwatorzy

piątek, 1 lutego 2013

Moje nowości cz.1 - Tutf Detangle Brush.

Czy istnieje miłość od pierwszego uczesania? TAK!


W końcu i ja stałam się posiadaczką jednej z polecanych szczotek przez (prawie) wszystkie włosomaniaczki. Do zakupu skusiła mnie super cena na allegro i tak naprawdę plączące się coraz dłuższe włosy.
 

Przez ostatni rok miałam dość krótkie włosy i często tylko do ramion, więc nie potrzebne były mi szczotki. Grzebień z szeroko rozstawionymi zębami sprawdzał się idealnie ale do czasu. Teraz gdy włosy rosną i stają się dłuższe zatęskniłam za porządną szczotką. Potrzebowałam czegoś co będzie bezboleśnie rozczesywało włosy i ich nie wyrywało, mam i tak ich mało.


Szczotkę dostajemy w prostym, białym i ładnym pudełeczku. Szczotka jest zabezpieczona przezroczystą nakładką przy ząbkach aby się nie wyginały w opakowaniu (patrzcie fotka wyżej).


Są dwa rodzaje ząbków w szczotce, mniejsze i większe. Wyprofilowane są pod kształt głowy i przez to szczotka podczas czesania idealnie masuje skalp. Na potrzeby pierwszego czesania umyłam włosy pochylając głowę w dół w wannie (wtedy jakoś bardziej mi się plączą ). Czekałam aż wyschną i wtedy rozczesałam. Jakież to przyjemne uczucie gdy jedziesz szczotką po włosach i nie odczuwasz żadnego ciągnięcia i wyrywania. Moje włosy były rozczesane i bez kołtunów w kilka sekund dosłownie. Do tego te uczucie gdy szczotka dotyka skory głowy, masuje. Super! Z radości aż mężowi kazałam dotknąć moich idealnie gładkich włosów. 

Tuft Detangle rozczesuje idealnie i bezboleśnie. Nie zauważyłam aby po niej elektryzowały się włosy. Te zaś są gładkie, błyszczące i lejące. Trafiłam na szczotkę idealną. I naprawdę zakochałam się od pierwszego uczesania.


Polecam ją każdej długowłosej i nie tylko.
Pozdrawiam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz