Jestem po nocy z olejem lnianym na włosach i oto moje wrażenia.
Olej jak olej, nie pachnie specjalnie ani nie śmierdzi. Ma ładną żółtą barwę a w smaku przypomina mi sezam.
Ma typową dla olejów konsystencję i łatwo rozetrzeć go w dłoniach i nanieść na włosy. Jest dość wydajny i ładnie wchłania się we włosy i nie spływa a nałożyłam go całkiem sporo... Właśnie ta ilość utrudniła mi zmycie go rano bo aż 3 razy łepek szorowałam. Mimo tego szorowania włosy wydają się ciężkie, jakby ten olej jeszcze w nich siedział i zapewne wina to mojego szamponu i mojego niedbałego umycia. Wyszło mi sporo włosów ale one mi i tak lecą garściami, więc mam nadzieję, że to się poprawi w miarę upływu czasu jak będę ten olej używać. Mam zamiar stosować go dwa razy w tygodniu. Jak to będzie to się okaże.
Włosy po umyciu i wysuszeniu nie puszą się, są miękkie i gładkie. Nie elektryzują się i w miarę błyszczą.
Oto moje włosy po umyciu:
Na zdjęciach widać pełno moich baby hair. Po oleju widać je bardziej.
Jeśli chodzi o kolor to henna jak widać już się jakoś wymywa. To nie są ciągle te same włosy co tydzień temu. Są już jaśniejsze i chyba henna nie spisuje się u mnie za dobrze :/ Podejrzewam, że za tydzień włosy będą jeszcze jaśniejsze bo henna się zmyje bardziej. Praktycznie teraz kolor niewiele mnie obchodzi i nawet myślę o powrocie do naturalnych. Najważniejsza jest dla mnie pielęgnacja i zadbanie o zatrzymanie wypadania włosów. Z tego powodu olej lniany nie tylko kładę na włosy ale i spożywam. Po prostu wypijam sobie rano łyżeczkę oleju. Może to was obrzydzi i wykrzywi ale wolę to niż zerowe działanie w kierunku zdrowych włosów i organizmu. Skoro ten olej wpływa na włosy również wewnętrznie to łyżeczka dziennie nie zaszkodzi. We wrześniu dopiero przejdę na tran.
To tyle na dziś. Idę pichcić obiadek.
Buziaki!
To tyle na dziś. Idę pichcić obiadek.
Buziaki!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.