Kuracja proteinowa do włosów Repair Complex od Marion.

W zeszłym tygodniu dostałam małą paczuszkę od firmy Marion. Było tam kilka produktów, których nie miałam okazji nigdy testować. 

Na pierwszy test wybrałam kurację proteinową Repair Complex. 

Byłam po upalnym weekendzie spędzonym głównie na dworze. Moje włosy potrzebowały jakiejś extra kuracji. 

Do małej saszetki z dozownikiem dostajemy foliowy czepek przyklejony z tyłu opakowania. 

Zawartość opakowania ma nam starczyć na 2-3 kuracje. Szczerze mówiąc jak popatrzyłam na ilość 20ml, nie sądziłam, że starczy nawet na raz. Na szczęście się myliłam.

Konsystencja jest kremowa, jak odżywka czy maska. Dobrze rozprowadza się, nie spływa (polecam delikatne odciśnięcie włosów z nadmiaru wody w ręcznik) i jest wydajna! Trzeba uważać z dozowaniem. Najlepiej wyciskać sobie po trochu i sprawdzić ile włosów pokryje. Najwyżej wycisnąć jeszcze trochę produktu jeśli będzie taka potrzeba. 

Producent każe nam nałożyć produkt na umyte, wilgotne włosy i nałożyć czepek na 10 minut. Dodatkowo można owinąć głowę ręcznikiem i ja tak zrobiłam.

Kuracji nie nakładałam na skalp i na włosy blisko skóry głowy, tylko po długości.

Niestety przy małych dzieciach często bywa, że albo za krótko coś potrzymamy albo za długo, bo zawsze coś się akurat wtedy dzieje :)

 Ja niestety przetrzymałam ciut i wyszło mi 15-16min.

Przy spłukiwaniu miękkość włosów czułam dopóki jeszcze miałam kurację na włosach. Po spłukaniu było już troszkę gorzej ale ok.

Włosy schły same. Nie użyłam też żadnej odżywki w sprayu czy olejku na końce.

Jak włosy były już tylko lekko wilgotne to je rozczesałam i tu nie było problemu.

Tak prezentowały się po wysuszeniu:

Zdjęcia robione przy świetle małej lampy, stąd może być taki dziwny kolor.

Producent opisuje produkt tak:

"Kuracja proteinowa przeznaczona do włosów zniszczonych i przesuszonych, wymagających intensywnej odbudowy i wygładzenia. Preparat posiada niskie pH, dzięki czemu zamyka łuski włosów i skutecznie je pielęgnuje."

A moje wrażenia?

Łuski włosów wydały mi się rzeczywiście domknięte. No może ciut gorzej na końcach.
Ogólnie włoski były wygładzone i miękkie ale końce rzadko jest coś mi w stanie nawilżyć (chyba poza maską Treatment Wax Aloe Vera). 

Końcówki były nadal podsuszone od słońca i wysokiej temperatury. Przez to potrafiły się wywijać.

Nie mam zdjęć z rana, bo spałam w koczku i włosy były w ogóle powywijane i od upału już lekko przyklapnięte u góry.

Ogólnie ta kuracja fajnie wygładziła włosy i lepiej podziałała na końce niż np: zabieg laminowania, który miał mi właśnie wygładzić włosy a był z tego większy puszek.

Włosy nie były po tej kuracji w żaden sposób obciążone. Były puszyste i lekkie.

Skład:

W kuracji znajdziemy takie składniki jak olejek ze słodkich migdałów, proteiny pszenicy, proteiny mleczne, keratynę, kolagen. Sam produkt pięknie migdałowo pachnie, naprawdę migdałowo (jak dla mnie). 

Sama kuracja daje pozytywne wrażenia. Spodobała mi się wydajność i ta gładkość i sypkość włosów. Ponieważ produkt jest wydajny i starczy mi na pewno na 3 razy warto w niego zainwestować. A na kurację nie wydamy majątku. Kosztuje ona w granicach 3zł (jak sprawdzałam w necie). Chciałabym kiedyś spróbować też dwóch pozostałych:

Kurację polecam, bo naprawdę warto wypróbować i daje fajny efekt. 

Co do moich suchych końców, to testuję właśnie kolejny produkt od Marion - jedwab w płynie. Wystarczyło popsikać i końce były już idealne :)

Ale o nim napiszę kiedy indziej.

Pozdrawiam!