Postanowiłam nieco przybliżyć Wam moje włosy a właściwie ich krótką historię. Krótką dlatego, że nie mam wszystkich zdjęć zapisanych w cyfrowym formacie (tak kiedyś aparat miał film) ale też z powodu ich ilości. Jak zaczęłam przypominać sobie co miałam na głowie przez te lata to aż sama zwątpiłam.
Zaczęło się niewinnie wraz z pójściem do szkoły średniej (wcześniej miałam 8 lat podstawówki) czyli w wieku 15lat dokładnie. Ucząc się od starszej siostry postanowiłam zafarbować swoje ciemne, rude od słońca, mysie blond włosy na... niebieską czerń. Wybór padł na Loreal Ferię, do tej pory pamiętam. Pierwsze farbowanie plus długie za łopatki włosy = nierówno pokryte z prześwitami ciemnego blondu. Ech... Dalej nie pamiętam co po tej farbie położyłam ale na pewno coś ciemnego. Patrząc na mamę kupowałam Palette z tym, że ja Palette Shampoo. Wybór padł na ciemna czekoladę. W międzyczasie strzeliłam sobie trwałą. Chciałam "mokrą Włoszkę" na długich włosach. Efekt był taki, że wrócił mi przez to kolor naturalny. Fryzjerka tak spaliła mi włosy, że wycieniowałam je prawie do ramion. Pochodziłam trochę z tym swoim naturalnym mysim w rudy wpadającym a potem stwierdziłam że chcę mahoń. Tragedia. Nigdy tak źle się nie czułam w kolorze włosów. Na to poszedł burgund czy bakłażan - dokładnie nie pamiętam. Ale jak zwykle skończyło się na Palette Shampoo ciemna czekolada. I tak do 2004 roku.
sylwester 2004
Farbowałam zawsze po całości. Wiem, wiem ale taki błąd popełnił chyba każdy. Włosy były wręcz czarne ale ze śliczną poświatą ciemnej czekolady :) Długo byłam wierna czekoladzie, ponad 5-6lat.
I nagle zapragnęłam być blond.
Dążyłam do niego mądrze bo u fryzjera. Powoli cały rok balejażem. Tak wyglądałam rok później na sylwestra 2005.
Jak widać droga do blondu jest długa i po ciemnych włosach zawsze nierówno kolor wychodzi. Musiałam do tego ściąć mnóstwo włosów... Łatwo porównać z roku poprzedniego :(
I tak trzymałam się tych balejaży i blondu. Czasem dodawałam pod spód brązu ale zawsze dążyłam do jakiejś platyny.
Ogólnie lubiłam blond ale chodzenie raz na 3 miesiące do fryzjera było męczące bo przez 3 miechy trzeba było użerać się z odrostami. Zdenerwowana kosztami już przy pierwszym dziecku postanowiłam zrobić ostatni blond u fryzjerki i potem robić go sama w domu.
ostatni raz u fryzjera
Moje eksperymenty skończyły się totalnym zniszczeniem włosów. Były cienkie, gumowe i suche, do tego spalone i rozjaśnione do granic możliwości. Nigdy nie byłam zadowolona z koloru, ciągle za rudy, ciągle za żółty. Jak dowiedziałam się o drugiej ciąży stwierdziłam, że nie mogę non stop pilnować odrostów i zrobię sobie ciemne włosy, bo przy nich odrostów tak nie widać.
Położyłam sobie ciemny blond, który z tak jasnych włosów mocno się wymył.
Po wymyciu koloru położyłam szamponetkę orzechowy brąz Marion.
Włosy były dla mnie za jasne i takie rude. Stwierdziłam, że strzelę sobie czekoladę Joanny Multi Soft. Dałam jej chyba dwa razy szansę. Ta zaś wymywała się dziwnie i na rudo. Tak prezentowała się po miesiącu, chociaż na początku była bardzo ciemna:
Postanowiłam wrócić do Palette Shampoo ciemnej czekolady:
Po dwóch miesiącach położyłam nowość Palette Color & Gloss i to była wielka pomyłka. Kolor Espresso był po prostu czarną smołą, która za nic nie chciała się wymyć. Do tego mocno wysuszyło mi włosy. Postanowiłam ocieplac kolor i wymywałam farbę szamponem przeciwłupieżowym i po dwóch miesiącach położyłam Joannę Multi Color Cream orzechowy brąz. Nadała moim włosom ciepłej poświaty i blasku.
Potem szukałam odcienia. Wypróbowałam nawet kasztana z Joanny Naturii. Nic mi się nie podobało. I nagle olśnienie. Może rudy?
Ale najpierw jeszcze próby ciemnego koloru jak Syoss Mix kawy i brązu, który spłukał się w całości po tygodniu! Na to szamponetka Marion średni brąz:
Do rudości zaczęłam schodzić od takich włosów:
Kupiłam Palette Intensive GK5 lśniący brąz:
W międzyczasie nieudane próby kąpieli rozjaśniających i jakiegoś rudego blondy Loreal. Włosy przeszły sporo i wtedy kupiłam sławną płomienną iskrę Joanny Naturia.
Coraz bliżej rudego byłam i przy okazji ścięłam grzywkę.
Po dwóch miesiącach przerwy położyłam profesjonalną farbę Milaton w odcieniu 7.45.
Ta bardzo szybko wypłukała się do czegoś takiego:
Wróciłam więc do farb drogeryjnych i zakupiłam odcień rudości z Joanny Multi Soft bodajże zmysłowy rudy. Ten szampon przyciemnił moje włosy i zrobił więcej czerwieni. Nie podobało mi się i po dwóch tygodniach znowu położyłam farbę już nawet nie pamiętam jaką. Przed samymi świętami w ruch poszła Joanna Naturia płomienna iskra. I radykalne cięcie do szyi na boba.
Postanowiłam zaufac czemuś sprawdzonemu z Wizażu i kupiłam Mango Loreal Feria.
Potem była także Pure Paprika i nagle załamanie na ciemny kolor, położyłam ciemny blond.
Różnicy nie było zbytnio widać ale skoro w szafce miałam jeszcze profesjonalną farbę Ce-Ce w odcieniu 8,44 zaryzykowałam powrót do rudego jeszcze raz.
Ten odcień przekonał mnie, że rudy nie jest dla mnie. Źle się w nim czułam i te odrosty.
Na ten nieco wymyty odcień położyłam Wellaton mleczną czekoladę. Jak zaczęła ciemnieć tak bardzo zmyłam przestraszona po... 12 minutach.
Nie widziałam różnicy a włosy lekko się przyciemniły. Po dwóch tygodniach niechcianego odcienia kupiłam Syoss 6-1 kaszmirowy ciemny blond. Już nieco lepiej pokrył rudości.
No i aktualne moje włosy czyli Schwarzkopf Natural & Easy 562 jasny popielaty brąz.
Uff! To i tak nie wszystko bo nie mam tylu zdjęć i nie wszystko pamiętam. Ale w ciągu 8-9 miesiecy moje włosy przeszły wiele od brązów po rudy i znów brąz. Ale tak zostaje na dłużej i chyba w ruch pójdzie Henna zamiast farb chemicznych.
Jedno wiem na pewno. Tęsknię za długimi włosami jakie miałam przed blondem. Potem nigdy nie mogłam zapuścić ich dłuższych niż do łopatek. Zawsze się kruszyły, rozdwajały. Przy ciemnych włosach nie ma tego problemu. i dlatego pozostaję przy najtrafniejszym wyborze jaki podjęłam jeszcze w szkole średniej - ciemne i tylko ciemne włosy.
Ale kobieta zmienną jest...